28.05.2008

Siano nie gra roli...

Mimo wszystko funt to wciąż najsilniejsza waluta na świecie. Pracujący tutaj dłużej rodacy tęsknią za czasami, kiedy za funta w Ojczyźnie płacono ponad 6 zeteł, ale mimo wszystko jeszcze i czwórka z haczykiem małym nie jest zła. No ale do rzeczy - funt kojarzy się z efektownymi, "wypasionymi" monetami i równie dużymi banknociskami. Na banknotach - oczywiście Jaśnie Panująca Królowa. A tymczasem w Ulsterze (jak i np w Szkocji) jest ciekawie - bowiem prócz klasycznych angielskich banknotów funkcjonują także funty "lokalne". Kiedy zobaczyłem, że mam w portfelu cztery różne dwudziestofuntówki - prócz tej z "szefową" - to lekko się zdziwiłem. No bo jak to, cztery banki emitujące banknoty? U nas jeden szanowny NBP, a tu szaleństwo i dzikie zwierzęta... A czemuż tak?
Lakonicznie bo lakonicznie odpowiada na to oczywiście wikipedia.
Ciekawe jest to, że banknoty nie są "prawnym środkiem płatniczym", jak to jest w polskim przypadku. Prawne rozwiązania prawnymi rozwiązaniami, ale interesujące jest "kolekcjonowanie" różnych wydań banknotów. Niektórzy mówią na to oszczędzanie, podają przykład Szkotów jako mistrzów takiej sztuki kolekcjonerskiej. A swoją drogą, jakby banki w Polsce miały możliwość emisji banknotów, to ciekawe co by się na nich znalazło i jaki byłby procent upapieżenia pieniędzy. Na niższych nominałach mógłby się znaleźć też np Adam Małysz, Katarzyna Cichopek, Jolanta Kwaśniewska z bezą, Kaczyński z kotem i Tusk z cudem gospodarczym. Tyle możliwości, pomyślcie...

25.05.2008

Ełrowizja

Wreszcie jest sukces! Jesteśmy na tym samym poziomie co Wielka Brytania. Co prawda chodzi tu o piosenki w Ełrowizji, ale fakt faktem - nie będą się teraz nam Brytyjczycy pysznić swym bigbitem i innymi takimi bitelsami. W telewizji pokazali, że produkty muzyczne mamy na tym samym poziomie. I co z tego, że żenującym...
Samej Ełrowizji nie oglądaliśmy - załapaliśmy się tylko na głosowanie - czyli w sumie najciekawszą część całej szmirowatej zabawy. Trzeba przyznać, że komentator z BBC1 im bliżej było do końca głosowania, tym częściej błyskał klasycznym angielskim czarnym cokolwiek humorem. Cztery punkty od Brytyjczyków dla amerykańskiej piosenkarki (cieeeekaaaaawe, kto głosował w UK na panią końska szczęka) i dziesięć punktów w Irlandii (oj dużo Irlaaaandczyyyyków chycił ten utwór w stylu niedorobionej selin dijon za ich celtyyyyyckieee serca) dało nam tyle samo „oczek” co piosenkarzowi z UK. Swoją drogą komentator BBC obraził się ostatecznie na konkurs, powiedział: Do widzenia Ełrowizjo, musimy się zastanowić czy chcemy takich konkursów. I nikt nas nie lubi, i wohle...
No ale dzisiaj za to Kubica fajnie się pokazał. Oczywiście w jutrzejszych gazetach na wszystkich stronach będzie Hamilton, ale przynajmniej komentatorzy w tutejszej TV już mówią Kubica a nie Kubika.

23.05.2008

The Troubles

Nie mam żadnych złudzeń, że zrozumiem to, co działo się w Ulsterze przez całe lata. Ale chciałbym chociaż w części postarać się to ogarnąć. Bo mimo tego, że od ponad dziesięciu lat nie mordują się tu w imię swych idei, to zapach prochu i krwi wciąż unosi się w powietrzu w wielu miejscach. Prawie 3500 zabitych, ponad 67 tysięcy rannych. The Troubles.
Określenie wojny domowej mianem "kłopotów" to przykład doprawdy brytyjskiej flegmy. A prawda jest taka, że Irlandia i Wielka Brytania od wieków za bardzo ze sobą nie przepadały. "The Troubles" to określenie czasów od 1969 roku do końca konfliktu na przełomie XX i XXI wieku.
W internecie znaleźć można wiele opracowań na ten temat. Oczywiście, najwięcej i najdokładniej to wszystko rozpisane jest po angielsku. Dla ciekawych punktem wyjścia w poszukiwaniach powinna być angielska wikipedia.
Po polsku jest też trochę ciekawych tekstów. Tu, tu, tu i tu, a także tu można poczytać nie tylko o tym, co działo się podczas Kłopotów, ale także poznać różne opinie, czemu wybuchł ten konflikt.
Wnioski po lekturze każdy może wyciągnąć sam. Pewne jest to, że nie ma tu czerni i bieli, Dobrych i Złych. Krew niewinnych ofiar na rękach mają wszyscy. Obojetnie od idei i celów, jakie im przyświecały. Ludzie sami sobie zgotowali koszmar, który odbija się do dzisiaj. Bangor nie jest zbytnio podzielony z prostego względu - to w 85 procentach protestanckie miasteczko. Inaczej jest w Belfaście. Zresztą to miasto zasługuje na odrębną historię - nie tylko związaną z konfliktem. A dzisiaj "zwyczajni" Ulsterczycy mają raczej gdzieś historyczne problemy. Bomby nie wybuchają, można spokojnie pojechać do Tesco po wielki wóz żarcia, a następnie napchać się cheesy chips i obejrzeć nastą edycję Big Brothera. Pozostałości organizacji "bojowców" zajmują się dzisiaj handlem dragami, przemytem papierosów i inną tego typu działalnością gospodarczą. No, jeszcze odmalowują murale. Ale o muralach jeszcze napiszę.

22.05.2008

Glory Glory Man United!



Pamiętam wieczór sprzed dziewięciu lat, kiedy Manchester United w ostatnich sekundach meczu upokorzył w finale Ligi Mistrzów pewnych siebie graczy Bayernu Monachium. Wczoraj wieczorem znów Czerwone Diabły uraczyły mnie horrorem z happy endem. A ostateczny tryumf oglądało się tym przyjemniej, że zdecydowana większość tutejszych kibicowała właśnie podopiecznym Sir Alexa.
Gdy wyskoczyliśmy w przerwie ze szwagrem po kebabiory, przed knajpami było czerwono od koszulek kibiców, którzy wykorzystywali kwadrans na kilka papierosów - wiadomo, w pubach i innych lokalach nie wolno palić, a oglądanie takiego widowiska bez "dymka" może być dla palaczy naprawdę ciężkie...
A kiedy Edwin van der Sar odbił strzał Anelki (swoją drogą z Mateuszem przewidzieliśmy, że Cristiano nie strzeli - na szczęście później Terry ostemplował słupek; a gdy do piłki podszedł rozkapryszony francuski gwiazdorek byliśmy też przekonani, że to właśnie TERAZ) krzyk radości niósł się długo i daleko. Zresztą do późnej nocy - czyli w zasadzie najdalej do 2, bo potem zapalają światło i kończą imprezę - przed knajpami w Bangorze i Belfaście było bardzo wesoło.
Z okołomeczowych smaczków: rzuty karne, chyba czwarta seria. Do Mateusza dzwoni Jajko - znajomy rodak (o "naszej" ulicy napiszę niedługo). Pracuje na drugą zmianę i robiący z nim Irlandczycy poprosili go, by się dowiedział jaki jest wynik. No i Mateusz na żywo komentował Jajku przez telefon co się dzieje, a ten od razu tłumaczył stojącym wokół niego Irolom. Wybuchu radości nie było, bo akurat tam większość kibicowała Chelsea. Ale w sumie trochę śmieszne, że tutejsi nie mieli do kogo uderzyć po wynik...
A tak to dzisiaj wyglądało w gazetach: szacowny The Times poświecił moskiewskiemu meczowi 11 kolumn. Daily Mirror - z fajnym tytułem "I`m van der Star" - 9, a The Sun - 10. Generalnie na czołówkach w zasadzie wszystkich gazet był "Finał Stulecia". I w sumie trudno się temu dziwić. Nam pozostaje tylko zazdrościć, bo samo wejście polskiej drużyny do Ligi Mistrzów, a to, że kiedykolwiek w jakkolwiek odległej przyszłości w takim finale zagrają dwie polskie drużyny jest równie prawdopodobne co.... hm.... może jak trafienie szóstki w totka 10 razy pod rząd.

19.05.2008

Odcinek sponsorowany przez literkę B (cz.1)

Zgodnie z zasadami konstruowania opowieści, na początek miejsce akcji - a w zasadzie miejsce stacjonowania, bo akcje toczą się na szerszym obszarze. Czyli B jak Bangor.
Myślę, że jakby kosmici przenieśli mnie nagle z gotyckiego miasteczka nad Wisłą do Bangoru, to nie od razu zgadłbym, że to Irlandia i to w dodatku Północna. Palmy, jachty, wille nad morzem. Riwiera bardziej. No ale faktem jest, że mieszkańcy Ulsteru w jednej z telewizyjnych ankiet wybrali właśnie Bangor jako najbardziej pożądane miejsce do życia w ich kraju. Oczywiście, to żadne wiążące kryterium - bo w telewizji nie takie rzeczy przechodziły...
No ale na pewno nie jest tu brzydko. Miłośnicy żeglarstwa kwiknęliby na pewno na widok tutejszej mariny - największej w całej Irlandii Północnej. Samo miasteczko położone jest w zatoce prowadzącej do portu w Belfaście - więc nie dziwi nikogo widok wielkich handlowych statków majestatycznie przesuwających się prawie przed samym wejściem do mariny. Kiedy widoczność jest dobra, z bangorskiego brzegu widać zarysy szkockich wysepek na horyzoncie, a światła Belfastu tworzą widowiskową łunę.
Jest tu całkiem fajnie - przyjemny odbiór bierze się pewnie też z tego, że zawsze chciałem mieszkać w nadmorskim miasteczku. Do tego jeszcze Bozi dzięki od przyjazdu tutaj pogoda jest zupełnie niebrytyjska. Jak zacznie lać, to zobaczymy, jak będzie...
No ale zawsze, jak będzie mi się nudzić, mogę wybrać się na Kilcooley - najlepiej w koszulce Artura Boruca i rozdawać obrazki z JP2. Myślę, że mógłbym być sławny ;)...
Z historycznych ciekawostek - dzieje Bangoru są wręcz zaskakująco długie. Znaleziono tu miecze z epoki brązu, a w VI wieku powstał tu klasztor. Więcej historycznych ciekawostek można znaleźć tu - na anglojęzycznej wikipedii. A tutaj trochę po polsku.
Miejsce akcji trochę przedstawione. Wkrótce opowieści dziwnej treści ;)

16.05.2008

Tytułem wstępu

Belfast, Ulster, Północna Irlandia - jakie skojarzenia budzą te miejsca u przecietnego zjadacza kaszanki znad Wisły? No, szaro, zimno, raczej dość ponuro, do tego bomby, IRA, unioniści. W sumie ciekawie, ale żeby tam mieszkać?... Okazuje się jednak na miejscu, że jak zawsze stereotypy to przekleństwo. Pogoda faktycznie jest dość upierdliwa - dwa dni słońca i pięć dni deszczu, ale nasz polski listopad też potrafi być dość upierdliwy. Ale przed domami rosną palmy... Belfast jest dzisiaj jednym z najszybciej rozwijających się miast w Europie, a jego mieszkańcy patrzą w przyszłość, a nie wgłebiają się w meandry swojej dość pokręconej historii. Stereotypy i mity padają szybko, a Ulster okazuje się naprawdę interesującym miejscem. Gdyby jeszcze tutejsi nie mówili po angielsku tak jak mieszkańcy Nikiszowca po polsku...
Na początku maja opuściłem gotyckie mury mojego krzyżackiego miasteczka (chociaż może to dziwić mieszkańców innych regionów PL, to z krzyżactwa można być dumnym) i teraz będę próbować wbić się w północnoirlandzką rzeczywistość. Sam nie wiem, jak będzie - ale przecież jak pokazują nam nasze media - ze wszystkiego można zrobić wstrząsający temat.