Ciąg dalszy porządkowania papierzysk.
„Belfast Telegraph”, 2 stycznia 2010
Ponoworoczne wydanie sprzed dwóch lat. Główny
temat – milczenie Petera Robinsona (premier rządu w Belfaście, protestant,
unionista) po śmierci kardynała Cahala Daly, byłego prymasa Irlandii. Duchowny
przez wiele lat zaangażowany był w próby pokojowego rozwiązania konfliktu w
Irlandii Północnej. Daly był nieprzejednanym krytykiem działań IRA. Kondolencje
składali przedstawiciele wszystkich ugrupowań politycznych Irlandii Północnej,
również protestanci. Milczał tylko Robinson, a kiedy dziennikarze z BT
usiłowali skontaktować się z jego biurem, usłyszeli od rzeczniczki, że „sprawa
nie leży w kompetencji tego departamentu”.
Nie za bardzo przychylny katolickiej
hierarchii BT poświęcił zmarłemu kardynałowi
w sumie aż cztery kolumny. Duchowny kilka dni później pochowany został w
krypcie Katedry Św. Piotra w zachodnim Belfaście. Jeśli dobrze sięgam pamięcią,
to dopiero wtedy Robinson wydał stosowne oświadczenie. Lokalni znawcy
politycznych rozgrywek tłumaczyli, że Robinson chciał coś w ten sposób ugrać w
środowisku konserwatywnych protestantów. Wyszło dość marnie – pozostali liderzy
środowisk unionistyczno – protestanckich z szacunkiem pożegnali kardynała, przy
okazji wtykając szpileczki premierowi. Kilka miesięcy później okazało się, że
trudno nie wierzyć w powiedzenia o tym, że jak się zacznie nowy rok, tak dalej
poleci – Robinson dość niespodziewanie stracił fotel w brytyjskim parlamencie,
przegrywając wybory z ówczesną burmistrz Belfastu – osobą o wiele bardziej
otwartą i sympatyczniejszą, trzeba przyznać.
Poza tym w gazecie zastanawiano się czemu to
powitanie Nowego Roku w innych stolicach jest huczną i ludyczną imprezą, w
Belfaście zaś około północy centrum wygląda smętnie i ponuro. Władze miasta
tłumaczyły się oszczędnościami, specjaliści od PR narzekali, że to błędna
decyzja, a z własnego doświadczenia mogę dorzucić, że dla lokalnych Nowy Rok
wcale nie jest jakimś specjalnie wielkim wydarzeniem – ot, impreza jak impreza,
zdecydowanie więcej fajerwerków w niebo leci przy okazji Halloween. No a
gazetowe porównywanie Belfastu Londynu, Berlina, Tokio czy nawet Edynburga
trochę mnie rozbawiło…
Pierwszym dzieckiem, urodzonym w Irlandii
Północnej w 2010 roku był Alvin Junxi Wei.
„B.T” 1 lutego, 2010
„Ulster mówi nie!” – krzyczy czołówka pod
zdjęciem smutnego Andy Murraya, którego w Finale AO zdemolował Federer. Tytuł jednak nie odnosi się do sportu, tylko
do gdybania redaktorów „co by było, gdyby Sinn Fein wygrało wybory, czyli
McGuinness miałby być premierem”. Z gdybania wynika oczywista oczywistość –
unioniści nie wyobrażali (i nie wyobrażają) sobie takiego scenariusza. Unionistycznym
politykom zadano dwa pytania: czy gotowi byliby pracować pod rządami premiera z
Sinn Fein i czy ich ugrupowanie podpisało się pod Porozumieniem z St Andrews,
zakładającym, że największe ugrupowanie wystawia kandydata na premiera.
Odpowiedzi na pierwsze pytanie były proste:
nie! (albo, w kilku przypadkach „no comments”). Ciekawiej było przy drugim,
opierającym się przecież o fundamenty znanej nam demokracji – kto wygrywa
wybory, ten sprawuje władze. Politycy odpowiadali: „My się pod tym
porozumieniem nie podpisali. To zrobiły rządy z Londynu i Dublina. Nie jesteśmy
związani porozumieniem, szukamy tylko tych aspektów, które będą działać… Nie
wiem nic o Porozumieniu, nie było mnie tam…” Dwóch czy trzech pytanych
odpowiedziało bardziej rozsądnie – że zrobią wszystko, by powstał silny blok
unionistyczny, który zawsze będzie miał większe poparcie wyborcze (chyba, że z
czasem przegra z demografią – dop. mój), że jest to rozważanie czysto
teoretyczne, itp…
Lokalne wybory odbyły się rok później.
Frekwencja była dość licha, ale status quo został zachowany – DUP przed Sinn
Fein.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz