Pojechał do Carrickfergus - poniekąd w celach zawodowych, ale też znalazł też chwilę, żeby zobaczyć to miasteczko z bliska. Z bliska, bo z daleka widzimy je codziennie - znajduje się prawie dokładnie naprzeciwko Bangoru, po drugiej stronie Zatoki. Zresztą ta zatoka - dzisiaj nazywana belfastcką (belfasccką? belfastową? ktoś wie jaka jest poprawna forma, bo zdziczałem)- jeszcze do XVII wieku nosiła nazwę Carrickfergus Bay. Samo miasto było też większe od Belfastu (ten rozwinął się w podobnych czasach i podobnym tempie jak nasza Łódź, tylko że wbrew pozorom to właśnie w Belfaście dominował przemysł stoczniowy, a w Łodzi włókienniczy), dzisiaj jednak to niewielkie miasteczko - ze wszystkimi przyległościami jakieś 22 tysiące mieszkańców.
Ma za to zamek, stojący na nabrzeżnej skale. I do tego jest on starszy od gotyckich murów mojego miasteczka, a jego historia kilkukrotnie łączy się z losami Anglii i Irlandii - tu można trochę o tym przeczytać. Jutro zresztą w całej Irlandii Północnej świętowane będzie zresztą zwycięstwo protestantów nad katolikami w Bitwie pod Boyne, do którego pierwszy krok Wilhelm Orański uczynił przybijając do irlandzkiego brzegu właśnie w Carrickfergus. Dzisiaj stoi w tym miejscu - tuż przy zamku - mały pomniczek władcy.
Sam zamek byłby idealną scenografią do wystawienia Hamleta - nie jestem zresztą pewien czy czasami nie odbywają się tu właśnie plenerowe spektakle tego właśnie szekspirowskiego dzieła. Surowe mury z bloków jasnego kamienia, w dole morze... Zupełnie inny gotyk. Do tego współcześnie bardzo umiejętnie zaadaptowano zameczek na potrzeby zwiedzających. Na blankach, w lochach, komnatach i innych zakamarkach fortecy poustawiano figury postaci z różnych epok z odpowiednim wyjaśnieniem ich roli w historii.
I tak obok osiemnastowiecznych artylerzystów przygotowujących się do salwy mamy też średniowiecznego angielskiego króla Jana siedzącego... w miejscu, dokąd król piechotą chadza. W sumie - lekka łatwa i przyjemna lekcja historii.
Obok zamku Carrickfergus może się poszczycić jednym z najstarszych kościołów w całej Irlandii. Świątynia pw. Św. Mikołaja zbudowana została około 1180 roku. Oczywiście, przechodziła potem rózne zakręty historii, niszczyły ją pożary, odbudowywano ją na nowo, jednak widać, że to mocno średniowieczny budynek. Na jednej z kolumn widać ślady po ostrzach mieczy, które wychodząc z kościoła... ostrzono o kamień. Zachowało się tez małe wąskie okienko, przez które słuchali mszy i przyjmowali komunię trędowaci z pobliskiej kolonii. Ciekawy jest też sam plan budowy kościoła. Niby postawiono go na planie krzyża, ale jednak główna oś jest minimalnie skrzywiona. Jak wytłumaczył przemiły pastor, który oprowadza turystów po kościele, tak właśnie średniowieczni budowniczowie pokazywali, że Jezus, umierając na krzyżu, zwrócił głowę w jedną stronę. A zupełnym zaskoczeniem dla mnie była ścienna płaskorzeźba, gdzie dziecięce główki mają wyrzeźbione przebijające się ząbki...
A dzisiaj wieczorem będzie tu bardzo wesoło. Zaczyna się świętowanie wspomnianej wiktorii pod Boyne. Będą ogniska. Bardzo specyficzne ogniska. Na jednym z przygotowanych w Bangorze już łopocze na szczycie flaga Eire. Podobno zdarzają się też papieskie kukły. Generalnie zły to moment by chwalić się Janem Pawłem II ;) Jutro zaś parady oranżystów. Największe odbędą się w odległym o kilkanaście mil Portavogie, gdzie uczestniczyć ma w nich około 10 tysięcy ludzi. No, ale to jutro.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz