Czas na małe remanenty i pierwszy odcinek relacji z wypraw wzdłuż Irlandii Północnej. Wyprawy wszerz planowane są na później. I to naprawdę na serio napisane jest - najfajniejsza trasa w Ulsterze to właśnie wyprawa WZDŁUŻ wybrzeża...
No ale zanim dojechaliśmy nad morze, a potem nad ocean, przejechaliśmy przez kilka naprawdę ciekawych miejsc. Pierwszy odcinek będzie więc zdecydowanie bardziej lądowy. Pierwszym przystankiem za Bangorem było miasteczko Newtownards, a w zasadzie wieża na wzgórzu przy tym miasteczku. Miasteczko, mimo, że zupełnie niepozorne, ma jednak imponującą historię. Na północnoirlandzkie warunki to zresztą całkiem spore miasteczko. Miasto, można by powiedzieć. Z blisko 30 tysiącami mieszkańców. A historia tej miejscowości zaczyna się w 545 roku. Wtedy to święty Finian założył klasztor w miejscu dzisiejszego miasta. Klasztor potem zniszczyli wikingowie, w XII wieku zaczęła się rozrastać osada Normanów, którzy podbili Irlandię, a dzisiejsza nazwa wzięła się z czasów kolonizacji Irlandii przez Anglików w XVII wieku - wtedy to przywieziono tam mnóstwo szkockich osadników i stąd Nowe Miasto Ards. Więcej o historii Newtownards (po angielsku) tutaj.
W Newtownards zatrzymalismy się, by wejść na Scrabo Tower.
Z wieży, stojącej na wulkanicznym wzgórzu roztacza się naprawdę imponujący widok na całą okolicę. W pogodne, chłodne dni spokojnie można zobaczyć Belfast. Kiedy myśmy tam byli niestety było trochę parno, więc Belfast skrył się za mgłą na horyzoncie. Zza zatoką wyłoniła się za to Szkocja.
Z Newtownards ruszyliśmy w stronę Downpatrick, by tam zobaczyć grób św. Patryka. Swoją drogą, byłem przekonany, że patron Zielonej Wyspy spoczywa gdzieś bardziej na południu, już na terenie Republiki, okazuje się jednak, że nie. To tak nawiasem mówiąc jeden z kolejnych dowodów na to, że Irlandia jest jedna - a podział na N.I. i Eire to tylko wynik polityczno - historycznych zawiłości losu.
W drodze do Downpatrick przejeżdżaliśmy przez miejscowość Killyleagh - nazwa pochodzi od irlandzkiego "kościół potomków bohatera", ale doprawdy nie potrafię tego wytłumaczyć ;) - a tam zaskoczyła nas pewna prywatna nieruchomość.
Się mieszka, jak widać. Typowy socjal...
Nawiasem mówiąc z tego niewiele ponad dwutysięcznego miasteczka pochodzi David Healy, gwiazdor reprezentacji Irlandii Północnej
No i w końcu dotarliśmy do Downpatrick. Ciekawostką jest to, że miasto jest najniżej położonym terenem w Irlandii. Jego część znajduje się nawet w depresji. To oczywiście oznacza, że jest poniżej poziomu morza, a nie że mieszkańcy chodzą z nosami spuszczonymi na kwintę ;)
Sam grób świętego Patryka jest zaskakująco niepozorny. Wielki głaz z wyrytym celtycką czcionką imieniem i... tyle. Ale tak chyba najlepiej. Skromnie i bez przepychu.
Tuż obok cmentarza i katedry - ładna, ale bez przesady, gotyk na dotyk w tym wypadku wygrywa mniej więcej tak jak Usain Bolt na setkę na Igrzyskach - znajduje się muzeum. Mieści się w gmachu dawnego więzienia.
Eksponaty to trochę mydło i powidło - wśród tych poświęconych tzw. czasom współczesnym znalazł się m.in. legendarny "spektracz".
Eh, łza się prawie w oku zakręciła, gdy przypomniałem sobie czasy podstawówki, kiedy z kumplami w nabożnej ciszy siedzieliśmy u kolegi posiadającego ten sprzęt, czekając, aż z podrasowanego "kasprzaka" wgra się z kasety gra. Trzeba było regulować głowicę, odpowiednio ułożyć na stole kable i oczywiście zachować absolutny spokój w czasie pisków i bzyków... Dzisiaj, moje dziatki, to już zupełnie nie te emocje ;)
Wracając do muzeum. Mimo, że nie ma tam żadnych rewelacyjnych eksponatów, to daje do myślenia, jak tamtejsi kustosze potrafili właśnie prawie z niczego stworzyć całkiem ciekawe miejsce. W więziennych celach ustawiono figury ubrane w stroje z różnych epok "świetności" tegoż zakładu wychowawczego. Z głośników podczas zwiedzania krzyczy na nas klawisz. Jest klimacik.
No a w tzw. sali ekspozycyjnej świetnym pomysłem do skopiowania w naszych muzeach są różne gadżety historyczne dla dzieci. Dla małych dzieci no i dla starych dzieci też ;) Można na przykład zabawić się w archeologa i spróbować poskładać antyczne naczynie.
Można też - co oczywiście zainteresowało mnie dość mocno - przymierzyć elementy normańskiego (chyba) uzbrojenia.
Aha, i tak na marginesie - muzeum zwiedza się za darmo, a obsługa jest przemiła i chętna do wyjaśnień.
CDN
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz