Swoją drogą, jakiś dziwny styl mi wszedł. Notoryczne stawianie orzeczenia na końcu. Jak kurde Kołakowski w wykładach, phi.


No ale wracając do meritum. W sierpniu do Belfastu żaglowce przypłynęły. Wróć: w sierpniu do Belfastu przypłynęły żaglowce. Kilkadziesiąt pięknych okrętów, w tym także te z największych na świecie. Widok wypływającego z zatoki pod pełnymi żaglami portugalskiego Sagres najpierw wywołał szum zachwytów tłumu ludzi siedzącego na brzegach zatoki w Bangor, a potem, gdy statek powoli znikał na horyzoncie, wszyscy zaczęli klaskać. Wrażenie niesamowite.



Sama impreza w porcie w Belfaście to oczywiście klasyczny festyn pod patronatem. Tłumy ludzi, stoiska z żarciem z rożnych stron świata, tłumy ludzi, żaglowce przycumowane przy nabrzeżach – rejon Clarendon Dock dołączył do listy wymarzonych miejsc do zamieszkania, no ale jeszcze nie te progi..., tłumy ludzi, wesołe miasteczko z diabelskim młynem, tłumy ludzi i w sumie zadziwiająca jak na lato w Norn-Iron dobra pogoda.


Pamiętano też i o "Titanicu". Można było zwiedzić budynek dawnego biura projektowego stoczni H&W, zobaczyć arkusze planów legendarnego pasażerskiego liniowca, poczuć odrobinę tamtych czasów...


Wkrótce kolejna część wypominkowa, myślę, że też dorzuce jakieś story o Iris R., bo trochę smaczków się popojawiało. No i przy okazji też i o poważniejszych sprawach dziejących się w Northern Ireland.