27.12.2009

List do Baroka

Baroku Szanowny,

To oczywiście prawda, że zapadłem w milczenie, które niepokój nawet co bardziej wrażliwych wywołać mogło. Jednak w końcu wróciłem do krzyżackich powinności. A usprawiedliwiając się mogę jedynie napisać, że po prostu jakoś odeszła ode mnie wena na czas spory. To znaczy może nawet i nie odeszła do końca, tylko jakoś rozmyła się na mnóstwo innych rzeczy. No ale jakoś w końcu złapałem ją z powrotem na smycz, dałem trochę żarcia w postaci odpadów z miejscowego chip shopu. Zaczęła żreć i działać. Teraz powinno być już regularniej.

By chociaż trochę nadrobić stracony czas i dopowiedzieć historie nieopowiedziane, kilka obrazków z minionego półrocza – kurcze, szybciuchno zleciało – chciałbym Ci, Baroku (oraz oczywiście wszystkim P.T. Czytelniczkom i Czytelnikom) pokazać. Postaram się chronologicznie, ale nie wiem czy zawsze się uda.

Opowieść urwała się jakoś pod koniec czerwca. A początek lipca – dokładnie zaś 12 lipca i noc go poprzedzająca, to dość charakterystyczne hmmmm... święto w Irlandii Północnej. O co chodzi w nim, pisałem w lipcu poprzedniego roku, teraz będzie mała impresja z tegorocznego The Twelveth, a w zasadzie z przygotowań do niego. Podczas jednej z wypraw z familią O. trafilismy do Newtownards. Myślę, że już wspominałem o tym miasteczku, a jeśli nie – toi strata niewielka. W konkursie na najpiękniejsze miasto Irlandii, a nawet Irlandii Północnej N`ards szans za wielkich by nie miało. No ale za to bonfire odwalili konkretny. Podjechalismy tam, bo ze szczytu Scrabo zobaczyliśmy coś dziwnego.



Wyglądało to z daleka jak wielki ul. Z bliska okazało się wysokim na jakieś 30 metrów kopczykiem paleciaków. Budowanym z zapałem przez grupę miejscowych. Ucieszyli się moim zainteresowaniem, za pomocą widocznego na zdjęciach podnośnika umożliwili mi podróż na górę konstrukcji (wznoszenie się na „łyżce” na wysokość kilkunastu co najmniej metrów jest wrażeniem doprawdy niezapomnianym), przypozowali do kilku zdjęć. Całkiem mili tubylcy.







Kilka dni później, w noc z 11 na 12 lipca, w sposób bardzo spektakularny spalili konstrukcję, umieszczając wcześniej na szczycie kukłę symbolizującą członka IRA.



Ot, takie tam lokalne obyczaje. To zresztą temat na zupełnie inną dyskusję o tym, jak naprawdę wygląda społeczeństwo Norn-Iron. Siedzę tutaj za krótko, by jakiekolwiek wnioski kategoryczne formułować. Niemniej – jest to miejsce ze wszechmiar specyficzne.

Bo zwróć uwagę, Baroku, że Irlandia Północna jest jednym z najbardziej „ureligijnionych” miejsc Europy. I nie chodzi tu o spotykane co rusz cytaty z Biblii umiejscowione w różnych miejscach, tylko o specyficzną oficjalną mentalność, oceniającą rzeczywistość przez pryzmat wyznania. Jeszcze nie dawno premierem był tutaj zwierzchnik Free Presbiterian Church, dość radykalnego kościoła protestanckiego. Przy podaniach o pracę trzeba podać wyznanie – to oczywiście wiąże się z polityką równouprawnienia, ale z drugiej strony dodaje kolejne elementy obrazu. Jakiś czas temu wierni chyba właśnie z Free Presbiterian Church protestowali przeciw rozgrywaniu meczów piłkarskich w niedzielę. Protesty były także podczas sierpniowej Pride Parade przez centrum Belfastu. Ale z drugiej strony tłumy mieszkańców miasta oklaskiwały kolorowy marsz.







Bo tu chyba jest tak, że najwięcej szumu robią ci, którym zależy na byciu na świeczniku, na władzy. Znani mi lokalni albo są zupełnie areligijni, albo uważają to za własną sprawę. No, ale oczywiście nie znam jeszcze tak dobrze choćby mieszkańców protestanckich czy katolickich mateczników w Belfaście.

To tyle na początek, jutro albo i pojutrze dalej rozpiszę się o tym, co było

Z szacunkiem

Krzyżak

PS. Oczywiście, byłoby miło, gdyby okazało się, że nie tylko Barok zauważył, że blog zamarł tymczasowo. No ale to nie to, że się o jakieś komentarze dopraszam, tylko tzw badanie czytelnictwa mnie interesuje.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

melduję się grzecznie;)