19.10.2008

Nowa czarnałajba


Generalnie było śmiesznie. Po dość długiej przerwie miałem okazje znów porobić nie tylko dla własnej frajdy/przyjemności/satysfakcji, ale i dla kogoś. Okazją było otwarcie po remoncie knajpy Czarnałajba w Bangorze. Jeszcze kilkanaście dni temu była to zwykła restauracyjka, o poziomie powiedzmy takim sobie, z małą garstką stałych klientów przychodzących ze dwa razy w tygodniu, z czasami zaglądającymi w weekend turystami. O taka restauracja nad pubem. Bez szału zarówno jeśli chodzi o wygląd w środku, jak i o menu.
No ale od pewnego czasu jest w knajpie nowy menago. Najwyraźniej ma plan. Za pub na dole jeszcze się nie zabrał - chociaż i tak zmierza w kierunku zrobienia z niego rock-pubu, a nie takiego typowo irlandzkiego pubu dla miejscowych leśnych dziadków, za to odmienił nie do poznania (i nie do łodzi) restaurację. Inne meble, inne dywany, inne ściany, inne oświetlenie, inne menu (przy okazji poleciał stary szef kuchni, a przybył nowy, młody i z Belfastu), inna klientela. Postawił na "posh".

W sobotę wieczorem było huczne otwarcie. Huczne, to znaczy do pierwszej w nocy. - Eh, w Dublinie to lepiej było, do drugiej można było mieć otwarte - żalił się potem Scott - czyli menago. Kiedy powiedziałem, że w moim rodzinnym kraju są przybytki pijackie, z których można wypełznąć wprost w przerażająco jasne słońce poranka, chyba mi nie uwierzył.
Niemniej - jakby otworzył taki klubik w jakimś studenckim polskim mieście, to mógłby zrobić niezły biznesik. Tak mi się zdaje.

Brak komentarzy: