12.10.2008

Z trasy...

Starając się podsumować moją nieobecność, trochę się poniżej rozpisałem.
Jedną z ciekawszych grup historycznych źródeł są listy lub notatki z podróży. Czytanie opowieści włoskich mieszczan z podróży do Jerozolimy we wczesnym średniowieczu lub francuskiego hrabiego podróżującego po Rosji w XVIII wieku to niezła zabawa...
Kiedyś podróżujący mieli więcej czasu, by przyjrzeć się mijanej okolicy. Dzisiaj tanie linie lotnicze, autostrady, pociągi pozwalają nam tylko na migawkowe spojrzenia (ja wiem, że to wszystko straszne banały, no ale jakieś wprowadzenie chcę zrobić...). Podróż robi się "zunifikowana". To pomaga, bo przecież nie gubimy się dzięki ogólnie przyjętym znakom informacyjnym na dworcach czy lotniskach czy ulicach (oczywiście, przede wszystkim w tzw. zachodniej części świata); ale z drugiej strony powoduje, że wiele miejsc zlewa się w jedno.
Podróżując w dużej części porównujemy. Patrzymy jak inaczej ludzie żyją od nas. Jak inaczej wyglądają ich domy, ulice, samochody, co kupują w sklepach, jak się bawią. Ile zarabiają i jak pracują.
No i generalnie się gapimy.
A jak człowiek patrzy, i do tego zastanawia się chociaż trochę nad tym co widzi, to może się czasem nawet zapyta.
Ja w każdym razie zastanawiam się dlaczego i jeszcze jak długo droga do granicy w Świecku będzie wyglądać jak jakiś porąbany horror. TIR jadący za TIR-em, strach, że ktoś z przeciwka zdecyduje się na manewr kamikadze - wyprzedzanie. Dlaczego w naszej ojczyźnie, gdzie też już kruszynki chleba raczej z ziemi się nie podnosi przez uszanowanie dla darów nieba, budowa kilkuset kilometrów autostrad jest zadaniem przekraczającym zdolności kolejnych naszych elit władzy, przez co z mojej rodzinnej komturii do granicy z naszymi germańskimi braćmi jedzie tyle samo, jeśli nie dłużej, jak przez cały dojczland?
Dlaczego Niemcom chce się stawiać "stadami" wielkie wiatraki dające im darmowy prąd, a w naszej ojczyźnie tylko się o tym gada?
To takie dwa pytania porównujące, z początku podróży, bo potem patrzy się tylko. No ale pytania nasuwają się dalej. Dlaczego Belgowie (Beldzy?) tak się obcałowują przy powitaniu. Cmok cmok w policzki za każdy razem - obojętnie w jakiejkolwiek konfiguracji - chłopiec z chłopcem, dziewczynka z dziewczynką, dziewczynka z chłopcem, i to jeszcze wcale nie przy bliskich zażyłościach, tylko w szerokim kręgu znajomych.
Kolejne belgijskie pytanie - jakim cudem udało się w Namur wybudować tyle mostów? To pytanie oczywiście jest z tzw. drugim dnem (zainteresowanym polecam poguglać na temat wirtualnego drugiego mostu w mej komturii; po krótkim pobycie tamże i zorientowaniu się w sytuacji, doszedłem do wniosku, że to chyba jeszcze gorzej niż z autostradami, a poza tym wyszło chyba na to, że w niektórych niegdysiejszych sporach to niestety ja miałem rację (no ale to już naprawdę za daleka i zrozumiała naprawdę dla promila czytelników dygresja)).

Wracając do Namur - niewiele ponad stutysięczne miasto (ładniutkie, z potężną cytadelą rozłożona na wzgórzu górującym nad miastem) ma chyba pięć mostów. No ale nie mają takiej ładnej fontanki za milion euro, o!
No i pytanie belgijskie chyba najważniejsze - gdzie urodził się Hercules Poirot i czemu może właśnie w Yvoir?
No i kto zaprojektował dworzec w Liege? Bo chciałbym taki dworzec u siebie.

Pytań jest jeszcze mnóstwo, bo przecież czemu Belgowie słyną z czekolad i gofrów?

Czemu Holendrzy są rowerowym narodem?

I dlaczego kierownik pociągu z Brukseli do Amsterdamu jest w stanie zapowiedzieć kolejne stacja, a także ostrzec o problemach z przesiadkami spowodowanymi utrudnieniami na innej trasie w czterech różnych językach (francuski, niderlandzki, angielski i niemiecki, a przed Schiphol - podziemną stacją pod amsterdamskim lotniskiem kolosem - się nawet popisał i po hiszpańsku i włosku jeszcze dorzucił)?
Dygresje z wyjazdu się pojawią jeszcze pewnie od czasu do czasu, ale ulsterski ląd też już niedługo obrodzi kolejnym tematem.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

W piątek otwierają kolejny odcinek autostrady A1. Teraz wskoczymy na nią w Nowych Marzach (15 km od Świecia) i za 40 minut będziemy na morzem :) Czyli z Topolinka będę jechać do Gdańska nieco ponad godzinkę :D