30.01.2011

Wokół rocznicy Krwawej Niedzieli...

Dzisiaj mija 39 lat od Krwawej Niedzieli. I to pierwsza rocznica, podczas której rodziny ofiar mogły przejść trasą, pokonaną przed laty przez uczestników pokojowego marszu rozstrzelanego przez brytyjskich komandosów z poczuciem jakiejś dziejowej sprawiedliwości. Kilka miesięcy temu zakończyło się dochodzenie Lorda Saville w sprawie przyczyn i przebiegu Krwawej Niedzieli. Swego czasu wspominałem o tym na tym blogu, niedługo postaram się w ramach uzupełnień szerzej napisać o całym postępowaniu, jego wynikach i wielu kontrowersjach temu towarzyszących. Ważne jest jedno: państwo brytyjskie przyznało oficjalnie, że akcja komandosów była NIEPRAWNA I NIEUPRAWNIONA. Premier Wielkiej Brytanii powiedział w Izbie Gmin: Przepraszamy. Życia to oczywiście nikomu nie wróci, ale na pewno było to wielki symbol zmian.

Ale oczywiście nie ma tak, że od razu jest kolorowo i dobrze. Ogłoszenie wyników postępowania i przeprosiny rządu nie spodobały się przedstawicielom unionistycznej części mieszkańców tej części wyspy. Zaczęły się podnosić głosy, że skoro wydane zostały grube miliony na to postępowanie, to należy teraz przeprowadzić kolejne dochodzenia mające wyjaśnić okoliczności masakr dokonanych przez IRA. Bloody Friday w 1972 roku w Belfaście (9 zabitych, 130 rannych), 21 zabitych w ataku bombowym w Birmingham w 1974 roku, 10 protestanckich robotników rozstrzelanych na poboczu drogi w południowym Armagh w 1976 roku... - to tylko kilka z brzegu przykładów. Rozumiejąc jednak ból rodzin ofiar trudno się oprzeć wrażeniu, że część z probrytyjskich polityków nie rozumie – albo udaje, że nie rozumie – istoty sprawy: wtedy w Derry z jednej strony byli uczestnicy pokojowego protestu, a z drugiej strony siły zbrojne państwa. W przypadku IRA sprawcami była organizacja zbrojna za którą nie stało państwo.

Marsz w Derry miał być w tym roku ostatnim. Część rodzin zdecydowała, że po zamknięciu dochodzenia Saville`a taka forma demonstrowania pamięci ofiar nie będzie już konieczna. Za rok jednak 40 rocznica. Nie zdaje mi się, by wszyscy zgodzili się na to, by nie iść już trasą, którą przed 39 laty przerwały strzały brytyjskich Para, by poprzestać tylko na nabożeństwie i składaniu kwiatów. Zresztą – zobaczymy za rok...

Tymczasem w okolicach życie toczy się „po staremu”. Nie dalej jak pod koniec zeszłego tygodnia przez ponad dwie doby jedna z głownych arterii północnego Belfastu – Antrim Road – sparaliżowana była z powodu alarmu bombowego. Z reguły takie sprawy załatwiane są dość szybko, tu jednak, jak się okazało, sprawa była poważniejsza. Najpierw poszedł sygnał o samochodzie – pułapce. Nie do końca jasno określono, gdzie stoi „niespodzianka”. Policja znalazła podejrzane auto, zaczęła je badać, ale w tym czasie doszła kolejna informacja – że to jest właśnie pułapka na służby bezpieczeństwa: kiedy saperzy i policjanci badaliby podejrzane auto, odpalany miał zostać drugi ładunek, znajdujący się w bezpośredniej odległości. Podobno ładunek nie został odpalony, bo przy policjantach stała kobieta z katolickiej dzielnicy Ardoyne... Lokalna prasa twierdzi, że za wszystkim stoją członkowie Oglaigh nahEireann, ugrupowania paramilitarnego uważającego Sinn Fein za zdrajców sprawy irlandzkiej. Kierownictwo ONH udzieliło jakiś czas temu wywiadu reporterowi „Belfast Telegraph”. Wynika z niego, że uważają się za „armię ludową”, i stawiają sobie za ostateczny cel demokratyczno – socjalistyczną republikę 32 hrabstw. „Brits out is simply not good enough”(...) Można z jednej strony pokręcić głową słysząc o demokratyczno - socjalistycznej republice. Jednak pisałem już tu parę razy, że ruch nacjonalistyczny w Irlandii Północnej od zawsze mniej lub bardziej skręcał w lewą stronę. Przy kryzysie, który pogruchotał Irlandię bardzo mocno i który również tutaj daje się we znaki – a co będzie po kwietniu, kiedy w życie zaczną wchodzić wszelkie budżetowe cięcia, to można się tylko zastanawiać – poglądy lewicowe również rosną w siłę: wszak gdyby nie pazerni bankierzy i krwawi kapitaliści, to już niedługo, niedługo Irlandia byłaby zjednoczona pod trójkolorowym sztandarem „celtyckiego tygrysa”... - tak myślało na pewno wielu. Tymczasem jest jak jest. A jak będzie w 2011 – zobaczymy. W maju są lokalne wybory, po nich może na przykład dojść do sytuacji, że premierem po raz pierwszy w dziejach zostanie ktoś z Sinn Fein. Na samą myśl o tym unioniści budzą się z krzykiem. Pytanie jednak, czy Sinn Fein samo chciałoby przejść z wygodnej roli bycia niby u władzy (wicepremier McGuinness), ale jednak też trochę w opozycji (bo wiadomo, jest jak jest, ale Brytyjczycy to nie są nasi...). Gdyby do tego doszło, to byłby moment na prawdę historyczny.

Poczekajmy zresztą do maja. Kontynuując wątek pt. "tymczasem w okolicach" - tymczasem w okolicach Lurgan w sobotnią noc doszło do tradycyjnych zabaw ulicznych. Ktoś zadzwonił, że na ulicy jest bomba, przyjechała policja, przywitana przez okolicznych młodych ludzi kamieniami, butelkami z benzyną i tego typu utensyliami. Sześć samochodów lekko uszkodzonych. Czyli jak na tutejsze warunki - zupełny lajcik. Bo jeszcze zimno jest w nocy, przyjdzie wiosna, zaczną się zabawy całonocne...

Brak komentarzy: