14.08.2008

Omagh, 15 sierpnia 1998, 15.10

Piekło, koszmar... - to słowa najczęściej powtarzane przez tych co przeżyli eksplozje i tych, którzy pomagali ratować ofiary. Wstrząśnięte były nie tylko Wyspy Brytyjskie, ale cały świat. Przecież podobno domowa wojna w Irlandii Północnej miała być już historią, IRA i lojaliści uzgodnili porozumienie, więcej – w maju takie porozumienie zaaprobowali mieszkańcy Irlandii Północnej w referendum. A jednak bomba wybuchła i zabiła niewinnych ludzi.
Jak do tego doszło? Dlaczego właśnie Omagh?
Zacząć trzeba od tego, że Porozumienie Wielkopiątkowe – czyli umowa która formalnie zakończyła „The Troubles” - północnoirlandzki konflikt trwający od blisko dwudziestu lat – przez radykałów z obu stron barykady uznawane było za zdradę. I trzeba przyznać, że znacznie więcej radykałów było po republikańskiej stronie. Chociaż IRA zawiesiła swoją zbrojną działalność, to część republikanów uważała, że należy zniszczyć ideę porozumienia, która uniemożliwia przecież realizacje celu – odzyskania całej Wyspy. Tak narodziła się Prawdziwa IRA, czyli RIRA. A jedną z metod walki miały być znane już z historii samochody – pułapki.
Taki samochód miał właśnie eksplodować przed gmachem sądu w Omagh. W miasteczku, w którym przez lata trwania ulsterskiej wojny domowej panował wyjątkowy jak na te czasy spokój, gdzie społeczność katolicka i protestancka całkiem dobrze ze sobą żyły.
Ostatecznie vauxhall cavalier – czyli brytyjska wersja starego opla vectra – został zaparkowany i eksplodował nie przed sądem, ale na handlowej ulicy. I co ciekawe, do dzisiaj nikt nie został za tę wstrząsającą zbrodnię skazany...
Dramat pomyłek
Czego udało się dowiedzieć śledczym? 13 sierpnia vauxhall zostaje skradziony w Carrickmacross w Republice Irlandii. Sprawcy przykręcają mu tablice rejestracyjne skradzione z auta z Irlandii Północnej, wypełniają go 250 kilogramami materiałów wybuchowych i jadą do Omagh. Celem ma być budynek sądu, jednak nie mogą znaleźć miejsca do parkowania w pobliżu. Zostawiają więc auto na handlowej Lower Market Street. W sobotę trzykrotnie odnotowano telefony ostrzegające przed zamachem. O 14.32 ktoś zadzwonił do redakcji Ulster Television. - Bomba, Omagh, budynek sądu, Main Street, ładunek 500 funtów, 30 minut do eksplozji – usłyszano w słuchawce. Chwilę później zamachowiec zadzwonił ponownie, mówiąc „15 minut”. Telefon o bombie na głównej ulicy Omagh 200 metrów od sądu otrzymali też pracownicy ośrodka charytatywnego w Coleraine. Powiadomiono policję, lecz tu zaczął się jakby kolejny akt dramatu. W Omagh nie ma bowiem ulicy o nazwie Main Street, a funkcjonariusze nie mieli pojęcia, o którą „główną ulicę” w miasteczku może chodzić. W efekcie, chcąc oddalić przechodniów od budynku sądu kierowali ruch w rejon, gdzie stał samochód – pułapka...
Zginęli...
Na miejscu eksplozji lub krótko potem w szpitalu życie straciło dziewięcioro dzieci, czternaście kobiet i sześciu mężczyzn. Zgineli katolicy, protestanci, mormoni. Brytyjczycy, Irlandczycy i turyści z Hiszpanii. Dwunastoletni James Barker rok przed zamachem przeprowadził się z rodziną z Anglii do irlandzkiego Buncrana. Zginął razem z trzema kolegami z tej miejscowości. Chłopcy byli na wycieczce w American Folk Park, a potem wybrali się na zakupy. Ich opiekunka – zakochana w Irlandii hiszpańska studentka Rocio Abad Ramos oraz jej rodak, 12-letni Fernando Blasco Baslega, który też był na wycieczce – również ponieśli śmierć. Siostra Fernando przeżyła, została ciężko ranna. Breda Divine miała 20 miesięcy, kiedy zginęła w Omagh. Jej matka przeżyła, sześć tygodni walcząc w śpiączce ze śmiercią z poparzeniami ponad połowy ciała. Estera Gibson, 36-letnia nauczycielka w szkółce niedzielnej i pracownica jednej z fabryk odzieżowych trzy miesiące wcześniej zaręczyła się. Zmarła od ran głowy. Mary Grimes obchodziła akurat 66 urodziny. Wybrała się na zakupy razem z córką Avril Monaghan i wnuczką Maurą. Wszystkie zginęły. Avril była w ciąży. Za dwa miesiące miała urodzić bliźniaki. Maura miała 18 miesięcy, była najmłodszą ofiarą zamachu. Frederick White, cieszący się życiem na emeryturze 60-latek, zginął razem ze swym synem Bryanem podczas zakupów. Eksplozja zabiła pracujące w sklepach kobiety, przechodniów, klientów. Każda ofiara to opowieść o rozpaczy rodziny, bólu i łzach – i w każdej takiej opowieści pada pytanie „dlaczego?”
Pytania bez odpowiedzi
Przerażające jest to, że nie ma odpowiedzi na to pytanie. Nie zaprzestano budowy procesu pokojowego. Zresztą trudno byłoby przypuszczać, że ktoś mógłby po takiej masakrze sympatyzować z radykalnymi republikanami. Pierwszy raz w historii właśnie po bombie w Omagh Sinn Fein oficjalnie potępiło stosowanie siły przez zwolenników republiki. Ponurą ironią historii okazało się to, że zamach, który wprowadzić miał destabilizację, okazał się impulsem do odłożenia broni. Również ponurym jest fakt, że przez dekadę rodziny ofiar nie dowiedziały się, kto zabił ich najbliższych. Colm Murphy, dziś 56-letni były członek paramilitarnych bojówek republikańskich, jedyny skazany za spisek w celu przeprowadzenia zamachu, został oczyszczony w procesie apelacyjnym. Jego sprawa – pełna kontrowersji zarówno jeśli chodzi o zachowanie śledczych, którzy mieli fałszować zeznania, jak i samego podejrzanego, który odmawia zeznań tłumaczyć się utratą pamięci po wypadku samochodowym - ma być ponownie rozpatrzona w październiku tego roku.
Dzisiaj zaś w Omagh odsłonięty zostanie specjalny pomnik, poświęcony tym, których życie przed dziesięciu laty zostało zniweczone w zupełnie bezsensowny sposób. - Pamiętam ulicę przed szpitalem zupełnie zakorkowaną samochodami wiozącymi rannych, auta stały zderzak przy zderzaku – mówił wczoraj w jednym z programów poświęconych tragedii lekarz, który pracował przy akcji ratowniczej. - Pomyślałem, że nie jestem w stanie pojąć tego, jak można wyrządzić taką zbrodnię własnemu narodowi...

Tekst ukaże się także na portalu www.linkpolska.com.

Brak komentarzy: