2.03.2011

Człowiek w mundurze

Nie chce podawać swego imienia i nazwiska, o zdjęciu nawet nie ma mowy. „Napisz, że mam na imię Walter...” Na rozmowę zgodził się po długich namowach. Skąd ta tajemnica? „Walter” pracował przez kilkanaście lat w służbie więziennej w Irlandii Północnej. Pracował w latach, kiedy konflikt był najbardziej krwawy i brutalny, kiedy w więzieniach również bywało bardzo gorąco. Od kilkunastu lat jest na emeryturze. Mieszka w spokojnym miasteczku niedaleko Belfastu. Prosi, by nie podawać więcej szczegółów. Kilka lat temu, kiedy już nie pracował w mundurze, ktoś strzelał w okno jego ówczesnego domu.


Byłeś świadkiem wielu wydarzeń z czasów tutejszego konfliktu. Co wryło Ci się najbardziej w pamięć?


- Najgorzej było chyba w 1972. Skończyłem szkołę w 1970, potem zacząłem pracować w Belfaście, pracowałem, w biurze nieruchomości. Mieszkałem w Newtownards i codziennie dojeżdżałem autobusem. Któregoś piątku IRA podłożyła bomby w całym Belfaście. Całe miasto zostało zablokowane, ewakuowano dworce kolejowe, autobusowe. Pamiętam, że było popołudnie i wracałem do domu piechotą, bo żadna komunikacja nie działała. Przechodziłem koło zbombardowanego dworca autobusowego, widziałem ciała ofiar. Wychodziłem z miasta piechotą, a kiedy obejrzałem się i spojrzałem na Belfast, widziałem dymy po eksplozjach, miasto wyglądało jak z czasów wojennych, jak jakieś miasto po nalocie... To był Bloody Friday, tak później nazwano ten dzień. Do dzisiaj boli mnie to, że o tym dniu nikt nie pamięta, chociaż było tak wiele ofiar. Czy ludzie, którzy wtedy zginęli, byli gorsi? Na dochodzenie w sprawię Bloody Sunday poświęcono setki milionów funtów, a ludzie, którzy stali za zamachami w Belfaście dzisiaj są w kręgach władzy. Nie wiem, czy to jest sprawiedliwe.

- Nie mówi się o niewinnych, zwykłych ludziach. Cały czas mówiło się i mówi o IRA, o UVF, UDA o organizacjach paramilitarnych. A naprawdę to większość ludzi nigdy tego nie chciała. Nikt nie chciał konfliktu, nikt nie chciał wojny. Teraz jest pokój, ale jego koszty też są wielkie. Nikt tego nie mówi, ale wszystkie te organizacje ciągle prowadzą swe interesy, tylko zeszły teraz głęboko pod ziemię. Pieniądze płyną z Wielkiej Brytanii, płyną z Irlandii, płyną z Ameryki po to, by był spokój. IRA ogłosiła rozwiązanie struktur wojskowych, Peter Robinson, wicepremier potwierdził to jakiś czas temu oficjalnie, UDA i UVF również, International Monitoring Commission również mówi o rozbrojeniu, ale te organizacje wciąż istnieją. Po co?

Od ponad dziesięciu lat mamy w Irlandii Północnej pokój. Wierzysz, że konflikt już jest przeszłością?

- Mam nadzieję, że to wszystko jest już za nami, naprawdę mam taką wielką nadzieję. Ale nie potrafię pozbyć się wątpliwości. Znam historię tego kraju, pamiętam co się działo wcześniej. Ten kraj cierpiał już tyle razy, był rozrywany wielokrotnie konfliktami. I co dwadzieścia, trzydzieści lat historia się powtarza...

- Niektóre rejony są mocno dotknięte nienawiścią związaną z religią, ale są też miejsca, gdzie od lat protestanci i katolicy żyją obok siebie, gdzie nawet w czasie The Troubles nie dochodziło do wielkich konfliktów. Myślę, że takim bastionem spokoju są rejony North Down oraz półwyspu Ards.

- Moim zdaniem, prawdziwa przyczyna wybuchu The Troubles jest zupełnie inna, niż mówią historycy, niż mówią dziennikarze. To nie była sprawa między protestantami a katolikami, to nie był konflikt między zwolennikami republiki a lojalistami, tak naprawdę poszło o strefy wpływów organizacji paramiliatarnych. To o czym się mówi, jako przyczynach, to był pretekst. Za wszystkim stały organizacje przestępcze, takie jak mafia, walczące o strefy wpływów na wymuszenia, na handel narkotykami, na całą taką działalność. Tym ludziom zależało na konflikcie, zależało na tym, by była tu wojna, bo mogli rozgrywać swe interesy. Niewinni ludzie wciągnięci w konflikt ginęli, a oni robili biznes.

Pracowałeś w służbie mundurowej. Konflikt był dla Ciebie ciężkim czasem...

- To były ciężki czasy dla każdego, nie tylko dla mnie. Ja chciałem tylko zapewnić rodzinie spokojne życie, zapewnić im dobry byt i utrzymać daleko od konfliktu. Na szczęście mieszkaliśmy daleko od Belfastu, daleko od Falls Road, od Shankill Road, od Ardoyne... Teraz moje dzieci są już dorosłe, mieszkają poza Irlandią Północną, również dlatego, że przez lata konfliktu ten kraj stracił czas, stracił lata. Patrząc nawet na warunki w Anglii czy w Szkocji widać, że konflikt zostawił tu głębokie rany...

- Widziałem ludzi, którzy popełniali najstraszniejsze zbrodnie od czasów II wojny światowej. Widziałem ludzi, którzy pod pozorom idei dokonywali zbrodni, za które nigdy nie powinni zostać zwolnieni z więzienia. Shankill Butchers, Rzeźnicy z Shankill obdzierali ludzi żywcem ze skóry. To byli psychopaci, a twierdzili, że robią to w imię idei lojalizmu. A zostali zwolnieni z więzienia, bo takie było porozumienie. W innych częściach Wielkiej Brytanii dostaje się za takie zbrodnie dożywotnie wiezienie, nigdy się z niego wychodzi... Tu wyglądało tak, jakby to był inny kraj. W innych krajach mordercy są wieszani, w Ameryce mordercy policjantów dostają karę śmierci. Tu zginęło w czasie konfliktu ponad trzystu policjantów, nie licząc żołnierzy. A ostatni wyrok śmierci wykonano na początku lat sześćdziesiątych..

Nie bałeś się o swoje bezpieczeństwo?

- Ktoś musiał to robić, ktoś musi wykonywać taką pracą dla społeczeństwa. Przez lata musiałem wykonywać szereg czynności, by sprawdzać swe bezpieczeństwo. Każdego ranka kontrola samochodu, dojeżdżanie do pracy różnymi trasami, odruch patrzenia w lusterko wsteczne mam do dziś. Nie zapinałem pasów w samochodzie, by w razie ostrzału móc zrobić unik. I tak przez ponad dwadzieścia lat. Najgorsze w tym wszystkim nie było właśnie to niebezpieczeństwo, które mogło grozić mi, ale zagrożenie dla rodziny. Były groźby, dostawaliśmy różne wiadomości, któregoś wieczoru, kiedy moja żona była w ciąży, za oknami przejechał samochód i padły z niego strzały. Kula przeleciała przez okno i wbiła się w ścianę. Żona była w tym pokoju. Przeprowadziliśmy się. Wielu wielu ludzi, wie kim byłem, wie gdzie pracowałem. Przeszedłem wiele, byłem w więzieniu, w którym doszło do buntu, celowano do mnie z broni palnej. Udało mi się jednak wyjść ze wszystkich tych sytuacji. Wierzę, że postępowałem uczciwie. I tak jak większość ludzi tu mieszkających chcę pokoju.

1 komentarz:

Leniu pisze...

Widzę wujaszku jakiś alternatywny link, jeno bez postów. Rozrastasz się :)