Chwilowo znów jest internet. Więc szybko o tym, co się działo. Wynik wiadomy, chociaż po zwycięstwie Kubicy jakoś udało się na miękko przyjąć porażkę. W pubie Rose and Chandlers zebrało się w sumie koło dwudziestki rodaków.
Były flagi, koszulki, śpiewy też. Kiedy tłumek zaryczał „my chcemy gola Polacy my chcemy gola” siedzący z nami przy stoliku Mr Tax, dżentelmen z Yorkshire, zachichotał i zapytał dlaczego śpiewamy, że lubimy coca colę. Po drugiej bramce nie chciało się już nam nawet śpiewać że nic się nie stało (nowa wersja: coś się zesrało, Polacy, coś się zesrało), ale kupiliśmy kolejnego guinessa i zaczęliśmy obserwować, jak potoczy się dalej wieczór w pubie. A dalej było karaoke.
To że Brytole są narodem gdzieś sto osiemdziesiąt milionów czterysta siedemdziesiąt dziewięć tysięcy sto sześćdziesiąt cztery razy bardziej rozśpiewanym od Polaków jest faktem. Uzasadniać nie trzeba chyba. Jak usłyszałem jak śpiewają tutejsi ( w porównaniu do wycia które niesie się czasem po rynku staromiejskim w mieście T. ), różnica jest dość konkretna. Są oczywiście radosne wyjątki, ale generalnie dość muzyczny naród jest.
No i bawi się bez kompleksów.
A podobno w pubie byli jeszcze dwaj Niemcy. Kiedy nagle zorientowali się, że siedzą wśród całej gromady Polaków, zaczęli uparcie twierdzić, że są z Holandii...
W sumie jednak było całkiem miło, miejscowi stwierdzili, że "spoko spoko, niewiele wam czasem brakowało, a macie jeszcze dwa mecze..." w tonacji "a w dupie to mamy, skoro na Euro nie ma naszych to co to za Euro...". Kubicę zbywali też wzruszeniem ramion "co mnie to obchodzi kto wygrał, skoro to nie brytyczyk...". Za to w drodze do kibelka dowiedziałem się, jakiego naszego rodaka może znać przeciętny tutejszy.
Takiż owo przeciętny tutejszy - wzrost raczej nikczemny, ale lekko przypakowany, koszulka rugby północnej irlandii - pyta mnie "z Polski jesteś?" Rzeczywiście, mogłem nosić koszulkę z orzełkiem i napisem POLSKA zupełnie przypadkiem. "No, a o co cho?"
"Aaaa... macie takiego super BZDZNOwskyy" Domyśliłem się, że to miało być nazwisko, więc poprosiłem, żeby uściślił o kogo chodzi. "No wiesz... strongman, superpower... worldchampion Marius BZDZNOwskyy...
Jakbym mu powiedział, że ten niedawno prawie wygrał porszaka za taniec, to ciekawe, czy by mi uwierzył...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Och żałuj, że nie czujesz atmosfery przedmeczowej w Polsce. Nie pamiętam takiego zrywu narodowego, kibice szykowali się i szykują jak do powstania narodowego. Byłam w trójmieście podczas meczu Polska- Niemcy. Samochody z flagami, flagi na budynkach, jak zobaczyłam samochód, który miał zatknięte cztery sztandary biało- czerwone na dachu, to mnie zatkało. Podczas niedzielnej mszy w kaszubskim kościele, msza poza częścią modlitewną, wypełniona była dyskusją na temat meczu. Gdyby nasi piłkarze mieli takiego ducha jak kibice to zostalibyśmy mistrzami świata:)
Prześlij komentarz