8.03.2009

Czas zabijania powrócił?

Wygląda na to, że w sobotni wieczór skończyć się mogła sielanka w Irlandii Północnej Tu relacja protestanckiego raczej Belfast Telegraph,, tutaj - "Irish Times" z republiki , tu BBC. W każdym razie nie liczę na to, że po ataku na bazę wojskową pod Antrim nie zginą wkrótce kolejni ludzie. Bilans sobotniego wieczoru jest ponury. Dwóch młodych żołnierzy nie żyje, Marcin, który miał pecha mieć akurat tego wieczoru dyżur w Domino Pizza walczy o życie.

Kolejny raz wrócę do rozmów z Paulem, Irlandczykiem, który naprawdę dużo tutaj przeżył i dużo wie. Siedzieliśmy nad guinnessami, Paul opowiadał mi półgłosem - bo nie są to tutaj popularne tematy rozmów pubowych - o horrorze The Troubles. O tym, jak w tamtych latach żyło się ze świadomością, że może właśnie się jest celem. O tym, jak wracał któregoś dnia piechotą z Belfastu do Bangor, bo IRA urządziła "krwawy piątek", podkładając kilka bomb w różnych miejscach Belfastu - m.in na dworcu autobusowym, zabijając dziewięć osób i raniąc ponad 130. - Odwróciłem się i popatrzyłem na Belfast. Wyglądał jak miasto w stanie oblężenia. Policja, wojsko, dymy unoszące się nad centrum - mówił, dodając że ma nadzieję, że już nigdy nie będzie oglądał podobnych obrazków. Potem jednak zastanowił się chwile i dodał: Wiesz, tutaj z ludźmi dzieje się coś dziwnego. Co kilkanaście lat ogarnia ich jakieś szaleństwo. I boje się, że to może wrócić.

Wiele osób twierdzi, że póki tutejsi pogrążeni byli w konsumpcji, był spokój. Była praca, były pieniądze, można było kupować, brać kredyty, schlewać się w weekendy. Ateraz konsumpcja się kończy i zaczyna się kryzys. "Who`s your enemy" zapytali jakiś czas temu dwaj młodzi katolicy podczas towarzyskiej pogawędki na basenie w Belfaście. Wróg musi być. Czyli najwyraźniej pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków też jest naznaczone, mimo, że gdy wybuchały ostatnie bomby dopiero zaczynali chodzić do szkoły. Mimo, że od ponad dekady trwa pokój.

Oczywiście, nie było roku, by przynajmniej kilka osób nie traciło życia w związku z konfliktem. Dzisiaj na Sky News jakiś facet wyliczał, że w najbardziej krwawym roku The Troubles zginęło w Belfaście blisko trzysta osób, teraz liczba takich zbrodni to "zaledwie" kilka rocznie. No ale od dziesięciu lat nie zabito brytyjskiego żołnierza. A sobotnia akcja wskazuję na mimo wszystko poważną sprawność bojówki która tego dokonała. Czyli struktury radykałów mogą być całkiem rozbudowane.

Bo przecież amatorzy nie mieliby chyba takich nerwów, by dobić ofiary. A tutaj tak wyglądało. Seria po tłumku stojącym przy bramie, a następnie kilka strzałów do żołnierzy "dla pewności". Poza tym, skądś musieli wiedzieć, że jedzie pizza dla wojaków. Bo nie wiem, czy krążyli licząc na szczęśliwy traf, a przecież stanie przed bramą koszarów raczej nie wchodziło w tym wypadku w rachubę...

No i kluczowe pytanie - czy apel liderów protestanckich partii do społeczności unionistyczno - protestanckiej zostanie wysłuchany. Apelowali oni o nie podejmowanie żadnych działań odwetowych wobec republikańskich społeczności. Lojaliści jednak ostrzegają, że republikanie muszą dobitnie pokazać, że nie wspierają ekstremistów. Czyli oznacza to najprawdopodobniej tyle: Albo orientujecie się w tym co się u was dzieje i oddacie tych ludzi policji na tacy, albo nie wiecie (lub nie chcecie) i wtedy my ich samy poszukamy po swojemu. A że i tu po drodze mogą oberwać niewinni ludzie, to inna bajka.

Ci, co przyznali się zamachu - czyli członkowie Real IRA - otwarcie mówią, że ich polityczne drogi prowadzące do zjednoczonej Irlandii nie interesują. "Widzimy, że taka droga nie doprowadziła do niczego" - twierdzą. Dla nich Porozumienie Wielkopiątkowe jest zdradą, zdrajcami są Gerry Adams i Martin McGuinness, którzy mieli zapomnieć o ideałach wolnej Irlandii siadając do stołu rozmów z okupantem. Dla RIRA rozwiązanie jest jedno - Brytyjczycy po prostu mają się wynieść z Irlandii. Jeśli zrobią to w drewnianych pudłach, to tym większa radość tych ludzi. dzisiaj, przyznając się do zamachu powiedzieli dziennikarzowi że nie żałują ani śmierci żołnierzy, ani obrażeń u dostarczycieli pizzy. "Oni kolaborowali z brytyjskim okupantem" - ciekawa fraza, zwłaszcza dla nas w kontekście Marcina

No ale oczywiście pojawiają się też zupełnie dzikie teorie - że to wszystko to robota... brytyjskich służb specjalnych. Najpierw był wywierany nacisk medialny - o narastającym zagrożeniu "republikańskich dysydentów", potem o konieczności zaangażowania wojskowego wywiadu do zbierania informacji o radykałach, no a teraz w końcu doszło do zamachu. Przeprowadzonego, jak już wcześniej pisałem, z dość dużą bezwzględnością. Zresztą - infiltracja oddziałów paramilitarnych z jednej i drugiej strony przez służby to temat na odrębną historię. Ale wracając do spiskowej teorii, to jeśli wziąć ją na serio, nasuwa się pytanie - po co? Cóż, dzisiaj w niusach informacje o credit crunchu były daleko w tyle. Może to sposób na to by ludzie przestali się martwić o zbytki, a zaczęli się martwić o życie? Jak będzie wojsko na ulicach, to z drugiej strony nie tak łatwo będzie też o przeprowadzenie demonstracji przez tych, którzy tracić będą pracę. Takie dość szalone spekulacje, zdecydowanie znacznie bliżej realizmu jest jednak wersja republikańskich radykałów.

W każdym razie ulsterskie demony znów zaczynają przeciskać się przez szpary między kratami klatki. To, że większość ludzie jest przerażona wizją powrotu The Troubles, nie ma niestety znaczenia. Grupka zdeterminowanych radykałów z obu stron barykady może wystarczyć, by wrócił czas zabijania. Bo lepiej nie liczyć na to, że na pewno będzie dobrze - to życie i Ulster, a nie historie z happy endem.

To takie notki na bieżąco, jutro będę może znał więcej szczegółów po rozmowach z lokalsami.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Poza tym, skądś musieli wiedzieć, że jedzie pizza dla wojaków. Bo nie wiem, czy krążyli licząc na szczęśliwy traf, a przecież stanie przed bramą koszarów raczej nie wchodziło w tym wypadku w rachubę...

wiedzieli, bo zarcie tam bylo dostarczane non-stop, wszystkie mozliwe takawaye
nie bylo trudno przewidziec, ze Sat Nite tez beda miec dostawe

Kizhook on Tour pisze...

no faktycznie racja, w sobotni wieczór - gdzieś potem doczytałem - leciało nawet i 20 dostaw do koszar, stąd wszystko jasne. Ciekawe czy w PL wojsko może pizzę do koszar zamówić, takie pytanie nagle mi sie pojawiło...

Anonimowy pisze...

oficer może
zwróć uwagę jednak, ze tu nie ma wart w koszarach; dowiedziałam się, ze są zniesione prawem, bo wojsko nie ma straszyć cywilow w czasie pokoju; nie maja tez prawa strzelać tak jak 'nasi'; nie dopytałam, jakie warunki trzeba spełnić przed strzałem;
żołnierze maja się integrować z lokalsami, dlatego tacy bezbronni są;
ale dowiedziałam się tez dzisiaj, ze z pizzerii raczej był cynk;

Kizhook on Tour pisze...

Z tego co sie orientuję, to baz strzegą tu firmy ochroniarskie; zresztą tam też był ochroniarz w takiej wieżyczce przy bramie. Gdzieś mi się dzisiaj nagłówek rzucił że gość miał tylko pistolet z jednym magazynkiem, a tamci z kałachem czy czymś w tym stylu wyjechali... No ale z drugiej strony znajoma opowiadała, jak tu było przed ponad 10 laty, jak tu była - zasieki na drogach i żołnierz trzymający cie na muszce, gdy drugi kontroluje papiery... Ciekawe, czy historia powróci?..

Anonimowy pisze...

Gdzieś mi się dzisiaj nagłówek rzucił że gość miał tylko pistolet z jednym magazynkiem

straznik tenze podobniez po prostu sie schowal