1.06.2008

Really hot weekend... / się działo ...

Miniony weekend był chyba najgorętszym w tym roku w tym kraju. Lampa z nieba grzała konkretnie, no i niektórym konkretnie przygrzała.

Skąd rybacy wracali? Z nocnej wracali wycieczki. To znaczy ten widoczny na zdjęciu tylko w nieznacznym kawałku nieszczęśnik był maruderem. Późno wrócił z rejsu, dziabnął jeszcze pewno gdzieś po drodze i kiedy już wyobrażał sobie rozkosze swego materaca, okazało się że drzwi od domu otworzyć się nie da, a wszyscy w środku mają go raczej w pompie. Zamek w drzwiach był rozjebany że się tak wyrażę na skutek wcześniejszych wydarzeń.

Zaczęło się podobno - bo w sumie konfrontuję różne wersje z ust polskich mieszkańców tej uliczki (na moje to jakieś 60 procent) - od małej scysji w mieszkaniu lokatorki pod nami. Mieszkający naprzeciwko rybacy (to znaczy prawie naprzeciwko, dom znajduje się na zdjęciu powrotu z nocnej wycieczki) chcieli uczestniczyć w grylu sie tam odbywającym, gospodyni raczej nie miała chętności, do tego wyszły jakieś dodatkowe modus operandi z życia osobistego i rozmowa przeniosła się na poziom strzałów z liścia. Na środku ulicy. W sobotę, około 21.00. Szybko przyjechały trzy suki, ale policja tu mimo wszystko grzeczna, a uczestnicy gier ulicznych pierzchli.

Sęk w tym, że całej prawie że kilkunastominutowej gonitwie i bijatyce polaczków na southwell przyglądał się cały tłum iroli z knajpy na rogu. Policja przyjeżdżała jeszcze dwukrotnie, usiłowała jakoś wejść od ogródka do rybaków, ale była za grzeczna, by kłócić się z właścicielem ogródka, który był jeszcze po drodze.

Ten problem nie stanowił członkom grupy operacyjnej antyrybaków, która wjechała dwukrotnie na kwaterę wilków morskich i zrobiła im według zeznań osób będących ponoć w temacie z dupy jesień średniowiecza. Czyli sobotni wieczór gruby i totalnie żenujący. W niedzielny poranek kiedy ruszaliśmy w drogę, na ulicy spotkaliśmy stojących i rozmawiających ze sobą sąsiadów Irlandczyków. Pytali nas, dlaczego ci ludzie bili sie na ulicy? Czy w tym domu kogoś zamordowano, bo takie straszne były stamtąd krzyki? Czemu ci ludzie nie przestrzegają zasad? Przecież wiemy, że w tu przyjechaliście pracować. Przecież Irlandczycy tez jeździli po całym świecie za pracą. To wolny kraj, ale trzeba przestrzegać reguł. Co mamy zrobić? Oni twierdza, że nie rozumieją po angielsku, więc może powinniśmy napisać do nich list po polsku i to wszystko wytłumaczyć?...
No to trochę się zgarbiliśmy. Bo co mieliśmy im odpowiedzieć? Że list pomoże? Rzuciliśmy, że może należy zawiadomić landlorda, żeby ich na pysk wyrzucił, ale z drugiej strony to jak płacą, to landi może mieć to w już wspomnianej pompie. Niech więc zadziała irlandzka sprawiedliwość, a ja, że się tak nieoryginalnie wyrażę: Ścieżka sprawiedliwych prowadzi przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dziatek. I dokonam na tobie srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci. Poznasz, że Ja jestem Panem, kiedy wywrę na tobie swoją zemstę...
Taki sposób najlepszy.
Na szczęście znikamy niedługo z tej ulicy. Ludzi z lasu i tak będziemy odwiedzać, resztę niech gryzą psy.
To z weekendowych wydarzeń było to najdziksze, a w sobotni wieczór i w niedzielę było morie. Przyznam dość dziwne. Na skutek opisanych pływów plaże są... hm specyficzne.




No ale generalnie było w pytę. Woda ciepła, słonko grzało. Za to w poniedziałek ma lać. To tu podobno normalne. Heh.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

nieoryginalnie, ale za to kultowo. powiem ci szymas, równie nieoryginalnie, z tobą przegrać to jak wygrać ;P.

Leniu pisze...

To ja wolę takie akcje na swojej ulicy. Przynajmniej nie ma Irlandasów którzy będą sie dziwić ;) Grunt ze 8go będą kibicowali Polsce. Z drugiej patrząc na historię, to czort ich wie:D Skopcie dupsztala Iralandasom kibicującym Niemiaszkom ;)

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.